DZIEŃ – 1 – Opóźnienie… (Świnoujscie – Niechorze).

DZIEŃ – 1 – Opóźnienie… (Świnoujście – Niechorze).

Poranny spacer wzdłuż ujścia Świny.
                           Budzik ustawiliśmy na 4 30, jak wspomniałem napięty harmonogram, wszystko trzeba było pogodzić jednego dnia. Jeśli chodzi o sam sen to długo nie mogłem wpaść w objęcia Morfeusza, stres związany ze startem zaczął dopiero teraz się udzielać. Noc to czas na przemyślenia, a ostatnio moje życie nie było spokojne z uwagi na osobiste problemy, których nie chce tu roztrząsać. O ile dobrze pamiętam to udało usnąć się gdzieś przed godziną 1 nad ranem, obudziłem się jakieś 15 min przed dzwonkiem budzika. Mimo, ze sen trwał niecałe 4 godziny czułem się dość dobrze. Szybki prysznic, kawa i marsz w kierunku granicy polsko – niemieckiej jakieś 3 kilometry od miejsca naszego tymczasowego lokum. Szliśmy wzdłuż ujścia Świny, poranek był dość ciepły, a krajobraz o brzasku idylliczny. Naszym pierwszym celem był falochron zachodni, na krańcu którego samotnie stoi symbol Świnoujścia, czyli Stawa Młyny, głowica zachodnia. Parę pamiątkowych fotek i dalej plażą w stronę granicy. 
Na falochronie zachodnim.


Plaża w Świnoujściu Zachodnim o brzasku.

Pamiątkowe fotki;-)

Na granicy polsko - niemieckiej.

                     Jak zwykle marsz spowalniał mój aparat dlatego do granicy doszliśmy dopiero po godzinie 6, w tej samej chwili zadzwonił telefon, to tvn mieliśmy spotkać się o 6 30 pod kwaterą. Na szczęście ekipa tvn - u stwierdziła, że fajnie będzie nagrać coś przy granicy jako symboliczny początek marszu. Jednak wcześniej my ruszyliśmy z pod granicy w kierunku kwatery zanim dogadaliśmy się, że nagramy coś na granicy. Znaleźliśmy się po jakimś czasie, gdyż my szliśmy droga spacerową, natomiast auto tvn jechało równoległą drogą w kierunku granicy;-). Po krótkich zdjęciach na granicy pojechaliśmy do naszego pensjonatu, by tam dograć jeszcze ,,krótką” setkę. Z tego wszystkiego zapomniałem, że umówiłyśmy się z Bartkiem z kuriera Szczecińskiego, który także chciał przeprowadzić z nami wywiad i pstryknąć parę fotek. Mieliśmy spotkać się po prawej stronie Świny przy przeprawie promowej około godziny 7. Na zegarku dochodziła już 8, więc musieliśmy skorygować plany. Z ekipą tvn podjechaliśmy pod falochron wschodni, by nie tracić czasu i nie obchodzić gazoportu budowanego po wschodniej stronie Świnoujścia. Tutaj  spotkaliśmy się z resztą mediów. Do celowo mieliśmy ruszyć z pod falochronu po godzinie 7 30, jednak zdjęcia i wywiady trwały prawie do godziny 9 30. Także mieliśmy 3 godziny opóźnienia w marszu. Jednak bez mediów nasz akcja nie przyniosła by takich efektów jakie oczekiwaliśmy, czyli jak największą ilości zebranych złotówek za nasze przebyte metry.



Fotki przy falochronie wschodnim.


Wiosna w pełni... Honkenia piaskowa.


Nagrania trwają ;-)




Łukasza ,,męczony" przez Panią reporter.

Po lewej falochron wschodni, w tle ,,nowo budowany falochron  wschodni".

Stawa Młyny widziana z falochronu wschodniego.
Stopy jeszcze w formie...
Spowiedź Łukasza ;-)
                          Pogoda już od wczesnych godzin porannych zachęcała do marszu było ciepło około 22 stopni Celsjusza, słonecznie  praktycznie bez chmurnie i bez wietrznie. Marsz rozpoczęliśmy o godzinie 9 30 może odrobinę później. Pierwsza przeszkodą było ominięcie budowy nowego falochronu wschodniego, elementu infrastruktury przeładunkowej dla statków transportujących ciekły gaz. To akurat poszło nam sprawnie. Szło się naprawdę przyjemnie, nasze plecaki ważyły około 13 – 14 kg, wiał łagodny wiatr, piasek pod stopami był przyjemny w dotyku dla gołych stóp, nic tylko połykać kolejne kilometry plaży.
Marsz Łukasza... Półwysep Przytorski.

Międzyzdroje osiągnięte, pierwszy cel za nami.

Pod Molo w Międzyzdrojach.

Wolińskie wierchy, symbol tego miejsca.
Czas na posilenie się Bałtycką rybką.


Przystań rybacka w Międzyzdrojach.

Kutry na plaży w Międzyzdrojach, za nimi wzniesienia WPN.
Wrota do Wolińskiego Parku Narodowego.
             W Międzyzdrojach czekał na nas tvn by dograć zdjęcia marszu. Tutaj przypomniałem sobie, że nie mam żadnego źródła ognia w postaci zapalniczki, czy zapałek, a gdzieś posiałem moje krzesiwo. Na szczęścia przemiła Pani reporter z tvn użyczyła mi swojej zapalniczki, jeszcze raz wielkie dzięki. Postanowiłem, że w Międzyzdrojach zatrzymamy się by zjeść jakiś wartościowy posiłek, od 4 jesteśmy na nogach, a jedziemy tylko na porannej kawie. Akurat była już godzina 12 więc wstąpiliśmy do plażowej smażalni ryb zlokalizowanej przy stojących kutrach, tuż przed wrotami do plażowej części Wolińskiego Parku Narodowego. Łukasz zamówił dorsza ja natomiast rybę płastugowatą, potocznie zwaną flądrą (jak mówił mój wykładowca na uczelni flądrą możemy nazwać jedynie kobietę, ale nie rybę taką jak stornia, skarp, zimnica czy gładzica ;-)).






Marsz brzegiem... okolice Międzywodzia.
       Przed godziną 13 wkroczyliśmy na plaże WPN, które przywitały nas zimnym wschodnim wiatrem. Na razie byłem spokojny bo wiedziałem, że pogoda w tych okolicach lubi płatać figle i jest zmienna jak w górach. Liczyłem, że w rejonie Dziwnowa będziemy mieli inną aurę. Mimo wiatru wiejącego w twarz mieliśmy dobre tępo marszu około 6 kilometrów na godzinę. W czasie przemarszu miałem sporo telefonów, zadzwonił miedzy innymi reporter z Radia Szczecin, by umówić się na krótki wywiad w Międzywodziu. Trochę się na nas naczekał, gdyż poranne wywiady i zmiana pogody pokrzyżowały nasze plany i harmonogram marszu trzeba było korygować na bieżąco. Jednak spodziewałem się, że tak będzie, więc na razie było wszystko pod kontrolą. Reporter dostrzegł nas ze schodów prowadzących na plażę i podbiegł do nas. Pauzę tą wykorzystaliśmy do krótkiego odpoczynku, Łukasz opatrywał pierwsze rany stóp.
         Ja poza dwoma kilometrami kamienistej plaży w Wolańskim Parku Narodowego szedłem na boso, natomiast Łukasz postanowił iść w butach. Kolejnym celem na trasie był Dziwnów, przed tą miejscowością miałem telefon od kolegi z pracy, który umówił nas ze swoim wujem. 







         W Dziwnowie zostaliśmy przywitanie przez wspomnianego wujka pysznym obiadem ;-).
Zdjęcie z przemiłymi państwem z Dziwnowa.
                   Jednak postój w tej miejscowości znowu nas opóźniał. Dlatego po uzupełnieniu zapasów ruszyliśmy w kierunku Dziwnówka. Wiatr się nie zmieniał do tego temperatura spadała, nie patrząc na to zdeterminowani szybkim krokiem pokonywaliśmy kolejne kilometry. Dziś musieliśmy osiągnąć przynajmniej Niechorze, gdzie czekał na nas namiot. Pierwotnie mieliśmy nocować tuż za Pogorzelicą, jednak jak wspomniałem byliśmy bardzo opóźnieni w marszu. Była godzina 19 powoli zaczęliśmy odczuwać trudy dzisiejszego dnia. Pomiędzy Łukęcinem, a Pobierowem zrobiliśmy małą przerwę. Zawsze w tym miejscu pojawia się pierwszy kryzys szczególnie doskwierają barki, dla których każdy ciężar jest miażdżący po tylu kilometrach marszu. Wyjmuję komórkę, a tam masa niedobranych połączeń i smsy. Jeden z nich był od Pawła Kamińskiego (także plażowego piechura z Gryfic). 
Krótki odpoczynek, między Łukęcinem, a Pobierowem.



         Napisał ,, Cześć! Nie będę dzwonił aby nie przeszkadzać w marszu bo wiem  jak to jest;-) jak się idzie w tym upale? Potrzebujesz czegoś? Daj znać kiedy będziesz w Niechorzu to podjadę do Was z kimś z radia;-)’’. Pomyślałem, że fajnie kolejny wywiad i rozgłos, wiec prawdopodobieństwo sprzedaży większej ilości metrów wzrasta;-) Zebraliśmy się i dalej powędrowaliśmy w kierunku tutejszych klifów. Zapadał powoli zmrok, ale trud marszu umilał piękny zachód słońca. Wiatr się zmagał robiło się coraz zimniej, postanowiliśmy, ze dalej pójdziemy górą i wyjdziemy na plażę w Rewalu. Szliśmy w kompletnych ciemnościach, musiałem ubrać buty co skutkowało dużym bólem i otarciami, gdyż stopy po całym dniu bosego chodu był napuchnięte. Kręgosłup, tez powoli odczuwał całodniowy wysiłek. Tak jak zaplanowaliśmy, na plaże zeszliśmy w Rewalu. Szlo się ciężko.
Taras widokowy w Rewalu.
                                Piach był grząski nogi zapadły się po kostki, do tego do butów dostawał się piach. W połowie drogi do Niechorza zdjąłem buty, bo doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Do tego co chwile miałem telefony od Pawła i reportera z którym przyjechali. Czekali na nas pod latarnią morską w Niechorzu.  Dotarliśmy tam dopiero po godzinie 23, zmarznięci i totalnie wypompowani ostatnie kilometry były dobijające. Jednak pod latarnią nikogo już nie było, po chwili dostałem sms od Pawła, ze długo na nas czekali i musieli się już zwijać, spóźniliśmy się jakieś 20 minut… Cóż tak bywa. Podeszliśmy pod umówiony punkt czyli pod dom znajomego, u którego czekał na nas namiot. Znajomy dostrzegł, że byliśmy wymęczeni i spytał czy nie wolimy przespać się u niego w pensjonacie. Spojrzeliśmy na siebie i skuszeni ,,niemoralną propozycją’’ kiwnęliśmy głową godząc się na propozycje wygodnie spędzonej nocy w ciepłym łóżku. Była to dobra decyzja, gdyż kolejnego dnia pogoda miała się znacząco pogorszyć, czego znakiem była zimna i wietrzna noc. Zasnęliśmy prawie od razu i do rana to jest do godziny 6 spaliśmy jak zabici.
Cudowna iluminacja latarni morskiej w Niechorzu.


Poniżej zdjęcia wykonane przez Bartosza Turlejskiego.
Pokaz sprzętu ;-)
Zwarci i gotowi na wyzwanie...
Pokazowy marsz ;-)
W czasie wywiadu...


DZIEŃ 2>

1 komentarz:

asia i łukasz pisze...

w ten sobotni poranek morze było takie spokojne aż trudno u wieżyc że wiatr nam nie dopisywał...