Dzień 3 – Nadzieja… (Ustronie Morskie – Jarosławiec).


Dzień 3 – Nadzieja… (Ustronie Morskie – Jarosławiec).

Poranne przygotowania ;-)
                   Proś, a będzie spełnione…;-). Wstaliśmy o 6, miało być wcześniej, ale cóż nie było źle. Przynajmniej czuliśmy się dobrze, w miarę wypoczeliśmy. Pogoda rzeczywiście była o niebo lepsza, było słonecznie i nie słychać było powiewów wiatru. Optymizm znowu zagościł w naszych duszach. Postanowiliśmy, że zostawimy cześć balastu, który nas spowalnia, czyli namiot i karimaty. Zostawiliśmy je w pensjonacie na przechowanie. Wiedzieliśmy, że warunki mogą kolejnego dnia znowu się pogorszyć, więc nie ryzykowaliśmy. Dziś chcieliśmy nadrobić stracone w poprzednich dniach kilometry. Postanowiliśmy, że dziś dojdziemy do Jarosławca, więc mieliśmy przed sobą ponad 60 kilometrów.  Zajrzeliśmy, jeszcze do Biedronki, by zakupić baterie do gpsu. Humory od samego rana dopisywały znowu byliśmy w transie. Szło mi się rewelacyjnie, do tego stopnia, że w pewnym momencie odstawiłem Łukasza na kilometr. 
Widok na Molo w Ustroniu Morskim.
Łukasz pozytywnie nastawiony ;-)
Krajobraz Ustrońskiego burzliwego wybrzeża.
W drogę...
          Wiatr już tak nie utrudniał marszu. Miałem czas na nagrywanie marszu i pstrykanie fotek. Gąski, to pierwszy przystanek na posiłek tego dnia, a w menu to co nas obciążało w plecaku. 


Pleśna, klifowe wybrzeże.

Przerwa u podnóża latarni morskiej w Gąskach.

Uzupełnianie kalorii.
           W tym samym czasie dostałem telefon od Krzysztofa Wilmonta, który poinformował, że jest w drodze do Szczecina. Doszedł wczoraj aż pod Gąski. Niestety kontuzja nie pozwoliła mu na dalszy marsz. Teraz widać w jakich warunkach przyszło nam maszerować w tym roku. Po przerwie ruszyliśmy naładowani energią przed siebie. Kolejno mijaliśmy, Sarbinowo, Chłopy, Mielenko i Mielno.



            Szło się naprawdę rewelacyjnie, obawa, że nie dotrzemy do celu na czas gdzieś się ulotniła z naszych umysłów. Kolejną przeszkodą na trasie okazało się ujście Jamieńskiego Nurtu, który był drożny. 
Ujście Jamieńskiego Nurtu.

Widok na most dzielący obie części kanału.
              Chciałem go przejść bo głębokość wynosiła maksymalnie 60 cm, jednak solidarnie z Łukaszem pokonałem go mostem przez, który przechodzi droga Łazy  - Mielno. Po pokonaniu tej przeszkody, znowu byliśmy na plaży. Kolejny cel to mała miejscowość turystyczna Łazy, do których mam sentyment ;-) Postanowiliśmy, że tam odpoczniemy i zjemy. Odcinek wybrzeża w tym rejonie jest naprawdę piękny, cichy i spokojny nawet w sezonie letnim. Wysokie piaszczyste wydmy i szeroka plaża, to atrybut tego miejsca. W Łazach udaliśmy się do najbliższego sklepu spożywczego i na ławce w pałaszowaliśmy zakupione jedzonko, następnie opatrzyliśmy rany stóp, na których pojawiły się pierwsze pęcherze. Kolejny krótki przystanek zaplanowaliśmy w Dąbkach, gdzie znajomy prowadzi knajpę. Tam mieliśmy zjeść coś na ciepło, a następnie bez większych przerw maszerować do Jarosławca. Gdy wyszliśmy na plażę w Łazach poczuliśmy, że pogoda znowu się zmienia.




Wybrzeże w rejonie Łaz.



W okolicach Dąbkowic.


            Wiatr znowu zmienił się na wschodni.  Mimo to jeszcze nie było tragedii, jakoś się szło. Gdy doszliśmy do Dąbek, zadzwonił reporter z Radia Szczecin spytać jak nam idzie.

Ujście kanału Szczuczego.

Mierzeja jeziora Bukowo.
       Zdałem telefonicznie relację, i pognałem ku restauracji, w której czekały na nas pyszne hamburgery. Po półgodzinie ruszyliśmy w stronę dzisiejszego przystanku, mianowicie ku Jarosławcowi. Plaża między Darłówkiem, a Jarosławcem jest dość grząska i kamienista, zwłaszcza w rejonie Wicia, co trochę denerwowało. Zwłaszcza, że wiatr znowu się zmagał i robiło się chłodno. W Jarosławcu byliśmy po godzinie 22, najgorsze były ostatnie 3 kilometry, czyli plaża wzdłuż betonowej opaski chroniącej tutejszy brzeg. Gdyż w tym miejscu trwały prace mające na celu wzmocnienie klifu w obrębie którego krawędzi znajdują się zabudowania. Wody gruntowe powodują osuwanie klifu, co miało miejsce poprzedniej  jesieni zagrażając budynkom. Plaża tutaj została rozryta prze ciężki sprzęt, powodując, ze przejście tędy boso jest męką dla obolałych stóp. Nocleg znaleźliśmy dość sprawnie, z tablicy ogłoszeń znajdującej się w samym centrum miejscowości nie opodal tutejszej blizy spisałem numer. Pierwszy telefon okazał się strzałem w dziesiątkę, pokój mieliśmy od ręki. Jednak pensjonat znajdował się w głębi lądu, a każdy krok szczególnie w butach był dla mnie męką. Dostaliśmy apartament z łazienką, aneksem kuchennym i balkonem – bosko. Wieczorne czynności to już chleb powszedni marszu, czyli mycie, opatrywanie stóp, smarowanie różnym specyfikami, porcja witamin i minerałów, tabletki przeciwbólowe…Kolacją przeważnie była podwójna porcja ostrej zupki ,,chińskiej”, która smakowała jak potrawa z topowej restauracji. Wieczory to najtrudniejsza część dnia w trakcie takiego marszu. Człowiek jest wtedy w dołku psychicznym, ma wszystkiego dość trudno mu się zmobilizować psychicznie.
              Zmęczenie, głód, ból sprawiają, że nachodzą myśli typu ,,po co to wszystko, to bezsensu”. Nie raz w trakcie marszu nachodziły człowiek myśli, że w tym czasie powinienem być z rodziną, z synem. Jednak człowiek powinien mieć w życiu swoją niszę, w której czuje się dobrze. Można nazwać to pasją, hobby. Jedni wolą pojechać np. powędkować by odseparować się od zgiełku, szarpaniny dnia codziennego. Każdy z nas w głębi duszy jest egoistą, jednak jest to zdrowy egoizm, który pozwala, że nie wariujemy, nie zamykamy się w sobie tylko w jakimś mniejszym, lub większym stopniu realizujemy swoje skryte czasem jeszcze z czasów dzieciństwa marzenia i cele. Jak to się mówi są ludzie z pasją i ludzie nieszczęśliwi, coś w tym jest. No a, że nasza pasja jest trochę dziwna, no cóż;-) ale nie szkodliwa. Wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu  pozytywnie zakręceni, a to właśnie dzięki temu  ten świat jeszcze jakoś się kreci i do reszty nie dziczeje ;-)
               Spać położyliśmy się po 23 pobudkę zaplanowaliśmy na 5 30 rano.



3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Super

Sunset pisze...

Inwestycja, która otworzy przed Tobą wiele możliwości! nowe apartamenty ustronie morskie
Apartamenty nad morzem to nie tylko sposób na lokatę kapitału, to także własny kawałek raju, który możesz cieszyć się prywatnie lub zdecydować się na wynajem. W Sunset Ustronie gwarantujemy najwyższy standard oraz atrakcyjną lokalizację, co przekłada się na stabilność inwestycji i Twoje finansowe bezpieczeństwo.

Rogowo Pearl pisze...

Apartamenty nad morzem cieszą się wysokim popytem na wynajem przez cały rok. To szansa na dodatkowy dochód nawet w sezonie poza letnim. Inwestycja w apartament nad morzem