Początek...


lipiec 2004 Dąbki - Międzyzdroje...

            Pierwszą większą eskapadę wybrzeżem odbyłem wraz z dwoma przyjaciółmi ze studiów, tuz po drugim roku . W głowie od dawna rodził się plan przejścia odcinka Świnoujście-Hel no i przy okazji Gdańsk - Piaski, jednak koledzy ze studiów przekonali mnie, ze lepiej spokojnie zacząć i wybrać krótszy odcinek. Pochodzę z nad morza,  przemierzałem krótsze odcinki po plaży wielokrotnie odcinek Mielno - Darłówko    i odwrotnie, czy Darłówko - Jarosławiec. Wracając do  wątku to postanowiliśmy, że na pierwszy ogień pójdzie odcinek Dąbki - Świnoujście, czyli prawie cały ,,obszar plaży" naszego województwa. Nie przygotowaliśmy się jakoś specjalnie. Każdy miał podstawowy ekwipunek turystyczny. Plan był taki, że będziemy sypiać na plaży w namiocie, a zachodzić do miejscowości turystycznych tylko po uzupełnienie zapasów prowiantu. Jedynym minusem tej wyprawy był brak aparatu, którym moglibyśmy udokumentować tą wspaniałą podróż, czego do dziś żałuje.
Koledzy przyjechali do mnie dzień wcześniej, uczciliśmy nasz pomysł huczną imprezą w Dąbkach w jedynym w tamtym czasie letnim ,,klubem”. Wstaliśmy o 10 choć położyliśmy się dopiero o 5 rano.

Dzień 1, 4 lipca 2004 Dąbki - Mielno 
              Ostre balowanie dało się nam we znaki, więc wyruszyliśmy dopiero o 14, szło się topornie. Ja wybrałem opcje przejścia na bosaka, natomiast koledzy w butach co okazało się ich wielkim błędem. Pierwszy obóz rozbiliśmy tuż za Mielnem. Namiot rozbiliśmy na leśnej wydmie. Jednak nie mogliśmy zasnąć, ponieważ jak to w Mielnie muzyka dudniła do świtu. 

Dzień 2, 5 lipca 2004  Mielno - Bagicz
             Przywitał nas kolejny piękny letni dzień, było bardzo gorącą, spakowaliśmy namiot, a następnie zażyliśmy chłodnej morskiej kąpieli. W Mielnie zaopatrzyliśmy się w prowiant i pomknęliśmy przed siebie. Piotrek, postanowił, że tak jak ja podróż będzie kontynuował boso, natomiast Sławek szedł dalej w butach. Przystankiem na obiad i odpoczynek okazały się Gąski, zamówiliśmy hamburgery i kawkę. Właścicielka lokalu dowiadując się o naszej małej wyprawie zaoferowała, że nie musimy płacić za wieczerze;-). Po posiłku ruszyliśmy na szczyt samotnie stojącej jednej z największych na naszym wybrzeżu latarni morskiej. Dzisiejszy obóz postanowiliśmy rozbić za Sianożętami, tuż przy Bagiczu. Rozpaliliśmy ognisko i upiekliśmy kiełbaski, które smakowały cudownie po całodniowym marszu w 30 stopniowym upale.

Dzień 3,  6 lipca Bagicz - Mrzeżyno
                  Znowu upał budzi nas dość szybko, szybki posiłek i dalej przed siebie. Z Piotrkiem byliśmy w dobrej formie natomiast Sławkowi porobiły się odparzenia na nogach, przez marsz w kiepskich butach. Postanowił iść boso, w Kołobrzegu zaopatrzyliśmy się w różnego rodzaju maści, aby ulżyć bóle kompanowi podróży. W Mrzeżynie zakupiliśmy jak zwykle 3 bochenki chlebka, jakieś smarowidła, kiełbaski na ognisko i oczywiście dużo wody.  Dziś trochę dłużej posiedzieliśmy przy ognisku, noc była praktycznie bez wietrzna i upalna. Sławek cos zaczął przebąkiwać, że będzie mu ciężko dokończyć podróż, z uwagi na rany na stopach, które coraz bardziej doskwierały. 

Dzień 4, 7 lipca Mrzeżyno - Dziwnówek 
                Nic nowego z rana upał, Sławek stwierdził, że chyba da rade, więc dalej idziemy w komplecie.W Niechorzu zdobyliśmy kolejną latarnie, widok był przedni. Tu spotykam koleżankę ze szkoły średniej, gawędzimy chwile. Około godziny 18 lądujemy w Dziwnówku tu nasz kolega ma pole namiotowe, gdzie dziś postanowiliśmy, że będziemy nocować. Wreszcie wzięliśmy porządny prysznic, bo do tej pory myliśmy się w słonej morskiej wodzie.  

Dzień 5, 8 lipca Dziwnówek - Międzyzdroje 
            No i znowu upał... Nie poddajemy się idziemy dalej stopy Sławka wyglądały okropnie dosłownie przeżarte rany przez morską wodę, szedł z trudem. Szliśmy dziś wolniej by zbytnio nie forsować kolegi, wczoraj przesadziliśmy z tempem, dlatego dziś postanowiliśmy iść spokojnie. Woliński Park Narodowy oczarował nas pięknymi klifami, w Międzyzdrojach byliśmy po 16. Tam postanowiliśmy, że to będzie kres naszej wyprawy z uwagi na stopy Sławka. Jak się potem okazało, rany były na tyle poważne, że musiał on tydzień leżeć w domu aby dojść do siebie. Tak to jest człowiek nie przyzwyczajony do wysiłku plus kiepskie buty i mamy problem;-) Postanowiliśmy, że za rok w tym samym składzie wystartujemy z Dąbek w stronę Helu…



Brak komentarzy: