Dąbki - Hel...

sierpień 2005...
                Jak zaplanowaliśmy tak zrobiliśmy, kolejna podróż po piasku stała się faktem 2 sierpnia 2005 roku. Na początku miał być to lipiec, ale z uwagi, że pracowaliśmy w tym czasie postanowiliśmy, ze będzie to początek sierpnia. Jak przed rokiem chłopaki przyjechali do mnie dzień przed wyprawą. Tym razem trochę lepiej się przygotowaliśmy do wyprawy, przez co plecaki były cięższe. Jednak tak rozłożyliśmy nasze bagaże, aby każdy miał w miarę równą wagę plecaków. W sezonie letnim, idzie się ciężko, ponieważ plaża jest dosłownie przeorana przez wczasowiczów w rejonie miejscowości turystycznych. Wystartowaliśmy około godziny 12 z dąbek i pognaliśmy w stronę Darłówka...Ja z Piotrkiem jak zwykle boso, natomiast Sławek nie ucząc się na błędach w butach... Tak poprzedniego lata i tym razem trafiliśmy na piękną bez deszczową pogodę, tyle tylko że codziennie z 30 stopniowym upałem co było strasznie wyczerpujące.

Dzień 1, 2 sierpnia 2005 Dąbki - Wicie


Okolice Bobolina...
Szło się dość dobrze, baliśmy się tylko o Sławka mając w pamięci poprzednią przechadzkę. Jednak on dalej z uporem maniaka szedł w tych swoich butach. Widoki były przednie, szczególnie odcinek za Darłówkiem do kanału Jeziora Kopań.

Obóz rozbiliśmy około godziny 19 między Wiciem a Jarosławcem, nie rozpalaliśmy ogniska, ponieważ było zbyt tłoczno w okolicy i ktoś mógł zakablować ( jak wiadomo nie wolno palić ognisk w rejonie plaż i wydm morskich) :-). Odpaliliśmy za to kuchenkę turystyczną, którą targałem w swoim plecaku.


Dzień 2, 3 sierpnia 2005 Wicie - Ustka
              Poranek przywitał nas piękną pogodą, w namiocie nie dało się już wysiedzieć trzeba było szybko uciekać, najlepiej do chłodnego Bałtyku;-). Wypiliśmy kawkę coś tam przekąsiliśmy i dalej w trasę. Dzień był naprawdę upalny co jakiś czas trzeba było wskakiwać do wody, aby schłodzić rozgrzane ciało. Do tego ciężkie plecaki dawały się we znaki. W Jarosławcu uzupełniliśmy  zapasy prowiantu. Plaża w tym rejonie jest kamienista przez co ciężko szło się boso.    
                                                 
 Obszar wybrzeża między Jarosławcem a Ustką to teren poligonu, na którym odbywają się różnego rodzaju manewry wojskowe. Aby przejść ten obszar należy uzyskać przepustkę. My tego nie zrobiliśmy i nikt nawet nie wiedział, że przemaszerowaliśmy ten piękny teren.
Obóz rozbiliśmy jeszcze na terenie owego poligonu jakieś 3 km przed Ustką, noc była ciepła i spokojna. Postanowiliśmy rozpalić ognisko i posilić się kiełbaskami ;-).
Dzień 3, 4 sierpnia 2005 Ustka - Rowy
         No i co nic nowego rano skwar lał się z nieba... Ruszyliśmy w kierunku Ustki, tam zjedliśmy ciepły posiłek, zaopatrzyliśmy się w dużą ilość wody. Tuż za Ustką czekał na nas piękny odcinek plaży między Poddąbiem, a Rowami  z cudownymi klifami. Gorąco polecam ta część naszego pięknego wybrzeża!

Widok z piaszczystego klifu za Ustką...
 W Rowach byliśmy około godziny 19 to był ciężki dzień, szczególnie dla Sławka, który znowu zaczął narzekać na obolałe stopy... Rozbiliśmy się kilometr za Rowami na pięknej wydmie tuż przed plażą nudystów...
Dzień 4,  5 sierpnia 2005  Rowy - Czołpino latarnia
             No i stało się Sławek dalej nie da rady, musimy się z nim rozstać. Nogi odmówiły posłuszeństwa, a nie chciał tak skończyć jak rok wcześniej. Odprowadziliśmy go na autobus lini Rowy - Słupsk i pomaszerowaliśmy dalej. Przed nami trudny choć piękny odcinek prze Słowiński Park Narodowy.

Postanowiliśmy zwiedzić,, leśną część Parku" i wyjść na plaże w rejonie latarni w Czołpinie. W lesie była straszna duchota szło się strasznie, choć nie żałujemy bo krajobraz był przepiękny...
  Ten dzień był jednym z najbardziej wyczerpujących, postanowiliśmy zrobić przystanek 3 km za latarnią w Czołpinie.
 Dzień 5, 6 sierpnia 2005 Latarnia Czołpino - Latarnia Stilo
                  Musieliśmy tego dnia jak najszybciej dotrzeć do Rąbki, ponieważ mieliśmy za mało wody, źle obliczyliśmy zapotrzebowanie. Dzień był upalny. Szło się całkiem dobrze, jednak po kilku kilometrach zabrakło nam wody i zaczęło robić się nie wesoło. Skwar jak na pustyni, a tu ani kropli wody w butelkach...
Ruchome Wydmy...
Mimo to warto było trochę pocierpieć, bo obszar Słowińskiego Parku Narodowego to naprawdę perła naszego wybrzeża.

W Rąbce byliśmy około godziny 13 szybko wpadliśmy do sklepu i napełniliśmy spragnione gardła wodą. W Łebie Piotrek postanowił, że kończy wyprawę w tym miejscu, ja postanowiłem, że idę dalej... Odprowadziłem go na autobus do Lęborka i ruszyłem w stronę Stilo. Żal było kontynuować wyprawę w pojedynkę, ale cóż...
Samotny obóz rozbiłem jakieś 15 km za Stilo, odpaliłem kuchnie gazową i przyrządziłem sobie pyszne gołąbki w sosie pomidorowym, które nabyłem w Łebie. Dzień zakończył jak zwykle przepiękny zachód słońca.
Położyłem się około godziny 23, szybko zasnąłem. Obudziłem się o 3 nad ranem, ponieważ usłyszałem jakieś dziwne dźwięki niedaleko namiotu. Okazało się , że to lis poszukiwał czegoś do jedzenia.  Nie był wściekły i gdy mnie zobaczył szybko uciekł.
  
            Przechadzkę ukończyłem 10 sierpnia, tego dnia wreszcie spadł upragniony deszcz. Następnie moje wojaże Polskim wybrzeżem odbyły się już w pojedynkę. W 2006 roku przeszedłem całe nasze piękne wybrzeże w terminie 1.07.2006 - 15.07.2006. Natomiast w tym roku na wiosnę odcinek Świnoujście – Darłówko, ale o tym napisze potem…

1 komentarz:

Jadzia pisze...

Fajna miejscowość, polecam gorąco