Świnoujście - Darłówko...

30 kwietnia 2010 ŚWINOUJŚCIE - NIECHORZE



             Wstałem o 5 rano, z domu wyszedłem o 5 40 na dworcu byłem już o 6 00. Pociąg relacji Lublin – Świnoujście przyjechał na peron 3 punktualnie o 6 32. W Świnoujściu byłem o 8 10, miałem w planach zwiedzenie latarni morskiej jednak z uwagi na napięty harmonogram, uznałem, że ruszę od razu do Międzyzdrojów. Na Latarni w Świnoujściu byłem już parę razy, więc nic nie strace cennego.  W Międzyzdrojach byłem o 10 20, zwiedziłem aleje gwiazd i molo. 

Dalej pognałem w stronę pięknych klifów Wolińskiego Parku Narodowego, w planie miałem zwiedzenie latarni Kikut, na której wzniesieniu jeszcze nie byłem oraz innych atrakcji wyżej wymienionego parku. 
Początkowo plaża jak to ma do siebie przy WNP, było kamienista i ciężko szło się po niej bosso z 20 kg plecakiem. Przed Świętouściem skręciłem na szlak wiodący do latarni Kikut, była to ciężka wspinaczka w końcówce na prawie pionowe wzniesienie, na którym znajduję się owa latarnia. Zmachałem się niesamowicie, choć duże podróżuje też po górach byłem tam o 13 00.

Przed Wisełką znowu zszedłem na plażę, która była naprawdę piękna stąpało się po niej jak po biały miękkim puchu ( przypomina trochę odcinek od latarni Stilo do Białogóry, Lubiatowa). Na wysokości Międzywodzia zrobiłem dłuższy postój na posiłek, skończyły się piękne klify WPN, a zaczęła się zwykła plaża z niskimi wydmami.
WPN KLIF...
             Teraz pędziłem w stronę Dziwnowa, tam niefortunnie skacząc z falochronu okalającego port  uszkodziłem sobie kolano, jednak ból po chwili ustąpił, więc zaszedłem dalej. Za Dziwnówkiem, wydmy zaczęły znowu się zmieniać w niewielkie strome klify, pogoda się zmieniła niebo się zachmurzyło i zaczął wiać zimny wiatr od morza. 
Postanowiłem, że w Łukęcinie uzupełnię zapasy wody i jedzenia. Musiałem wejść w głąb lądu jakieś 1,5 km by znaleźć sklep spożywczy, pierwszy raz byłem w tej miejscowości, wcześniej omijałem ją. Gdy zszedłem z powrotem na plaże wpadłem na pomysł, aby uciąć dwa wierzbowe kije, które posłużą mi za kije typu nordic walking. Rzeczywiście w ogóle nie ustępowały oryginałowi, dzięki temu, że drewno wierzby jest sprężyste. Maszerowało się zdecydowanie lepiej i sprawniej. O 20 byłem już na pomoście widokowym w Trzęsaczu, a o 21 przy Latarni Morskiej w Niechorzu. Miałem wędrować do 24, ale zmęczenie i zimno dawało się już we znaki. Obozowisko rozbiłem przy kanale uchodzącym z jeziora Liwia Łuża. Było już bardzo ciemno  i wiał silny wiatr od morza. Jednak światło latarni morskiej pozwoliło mi na sprawne rozbicie namiotu, niczym zbłąkanemu okrętowi na morzu. Spać poszedłem około godziny 23, włożyłem na siebie wszystko co miałem i opatuliłem się śpiworem, jednak i tak marzłem, dodatkowo dały o sobie znać obolałe nogi. Początkowo zbawienne światło latarni okazało się udręką, gdyż co chwile wchodziło do mojego namiotu jak żywe nie dając spokojnie spać. 
          Na miejscu to jest w Darłówku miałem być w niedziele popołudni, bądź wieczorem ( 2 maja), więc musiałem iść dziennie 55 – 60 km. Jednak zacząłem się niepokoić, czy po 4 latach bez solidnego marszu wzdłuż naszego pięknego wybrzeża organizm poradzi sobie. Głowa chce, ale co z nogami… Do tego codzienne siedzenie na tyłku w pracy przed komputerem daje swoje efekty. Pochodzę z nad morza kiedyś prawie każdego dnia potrafiłem przejść plaża 20 – 25 km i były to przeważnie okolice między Dąbkowicami, a ujściem kanału z jeziora Kopań za Darłówkiem, ale to było kiedyś.
1 i 2 maja 2010 Niechorze – Darłówko
 Nie spałem prawie całą noc zimno i silny wiatr co chwile wybudzały mnie ze snu, dłużej udało się przysnąć między godziną 3 00 a 4 00 rano. O 4 wstałem i uczułem, że straszny ból, to zakwasy dają    o sobie znać, do tego kolano w lewej nodze strasznie bolało, ledwo mogłem się poruszać. 

Opatrzyłem stopy, kolano związałem bandażem uciskowym, pomyślałem, że to może być koniec przechadzki, że za bardzo wczoraj się forsowałem po tak długiej przerwie od marszu. Jednak nie dałem za wygraną zwinąłem obóz  i ruszyłem o 5 15. Ominąłem kanał Liwka i pognałem w stronę Mrzeżyna jakieś 16 km, piękną bezludną plażą. W połowie drogi musiałem skręcić na drogę, która biegnie wzdłuż plaży do Mrzeżyna (teren wojskowy), ponieważ nie mogłem iść już po piachu dokuczał silny ból, jednak po 3 km zostałem cofnięty przez wojsko z powrotem na plażę. Ostatnie km do Mrzeżyna to była katorga dla mojego kolana, jednak udało mi się dotrzeć. W Mrzeżynie godzinę odpocząłem, zjadłem solidny posiłek i wypiłem napój energetyczny. Postanowiłem iść dalej w Kołobrzegu byłem o 12 00. Tam do około godziny 20 odpoczywałem bo gdybym tego nie zrobił to nogi odmówiły by mi posłuszeństwa. Była to trafna decyzja, jednak nie zobaczyłem części wybrzeża nocą, jednak coś za coś… W nocy szło się całkiem dobrze nie wiał już tak silny wiatr jak dzień wcześniej, ale było dosyć chłodno. W Mielnie było dosyć gwarnie, przyjechało dużo turystów. Nad ranem dotarłem do Dąbkowic, a 12 00 byłem już w Darłówku. Byłem niesamowicie wykończony na stopach miałem bąble jak po oparzeniach i straszne zakwasy od bioder po kostki. Do tego przy wchodzeniu na wzniesienia potwornie bolało mnie kolano. Jednak warto było przeżyć kolejną piękną przygodę, podróżowanie polskim wybrzeżem to piękna i niezapomniana rzecz. Na początku miałem przejść ze Świnoujścia do Ustki, gdyż chciałem zobaczyć jeszcze moje ulubione odcinki, czyli poligon Wicko oraz wydmy Modelskie i Lędowskie. Jednak z uwagi na silny ból nie dał bym już rady, a nie chciałem doznać poważniejszej kontuzji kolana. W tym roku planuje kolejną przechadzkę tym razem z Łaz na Hel, więc jeszcze zobaczę moją ulubioną trasę.

Brak komentarzy: